Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Wiśniewski był już siedemnaście razy bogiem wina: "Mam z tego radochę. Wiem, że ten wizerunek Bachusa żyje w mieście" WIDEO

Jacek Katarzyński
Jacek Katarzyński
Eliza Gniewek-Juszczak
Eliza Gniewek-Juszczak
Wideo
od 16 lat
– Marcin Wiśniewski nie sprawdza się jako Bachus, to Bachus się sprawdza, jako Marcin Wiśniewski. To już jest znak równości – opisuje Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry najsłynniejszą postać Winobrania. Jak to jest być bogiem wina, o to zapytaliśmy Bachusa - Marcina Wiśniewskiego.

Podczas Winobrania do Bachusa podeszła pani z córką i poprosiła o zdjęcie, jak setki innych osób, ale powiedziała, że co dwa lata prosi o to, bo chciałaby za jakiś czas, na podstawie tych zdjęć zobaczyć, jak zmienia się jej córka, jak dorasta, bo Bachus się nie zmienia. – Wzruszyło mnie to niesamowicie, bo to słowa uznania. Staram się, żeby taki wizerunek był cały czas – mówi Marcin Wiśniewski.
Licznym prośbom o zdjęcia, stawia czoła z przyjemnością.

– Chociaż czasami muszę po prostu zagryźć zęby i ten uśmiech troszeczkę wymusić, bo ludzie nie rozumieją, że ja nie jestem robotem i potrzebuję odrobiny przerwy, chociażby minutę na to, żeby rozluźnić uśmiech, który potrafi boleć – zdradza.

Z zawodu i przekonania jest przede wszystkim aktorem. To także wokalista, wodzirej, konferansjer, czyli człowiek sztuki, ale nie tylko. Jest też wykształconym terapeutą zajęciowym. Nie boi się żadnej pracy. Jako Bachus startował od zera. Uczył się nim być. Przez 17 lat zbudował ogromny obszar działania i zapisał się w historii miasta, z której już go nikt nie wymaże. Tym bardziej, że nikt przed nim, w powojennej historii miasta, nie był już tyle razy Bachusem. – Mam, co chciałem, a chcę jeszcze więcej, więc niech to trwa – mówi.

Bachus w tegorocznym korowodzie winobraniowym. Każdy z otoczenia chciał tak dobrze wypaść w tym tańcu, jak Bachus

Marcin Wiśniewski był już siedemnaście razy bogiem wina: "Ma...

Ta praca nie zaczyna się, ani nie kończy

Zaczyna pracę jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem święta, bo co roku odbywają się różne wydarzenia, które je poprzedzają. Tym razem było to m.in. odsłonięcie winiarki Emmy. Później też praca się nie kończy wraz z oddaniem klucza do miasta.

– Teraz to już ta praca się ani nie zaczyna, ani nie kończy. Sam sobie wymyśliłem to był mój taki też cel, bo zanim zostałem Bachusem, obserwowałem to, co się dzieje w Winobranie i tego Bachusa było mało. On był tylko na otwarciu, potem przez całe święto jakoś go nie widziałem, może gdzieś bywał. Widziałem go podczas korowodu i oddawania kluczy. Powiedziałem sobie, że jeśli ja zostanę Bachusem, spróbuję coś zmienić, żeby żył podczas Winobrania jak najwięcej. To się udało, a później zacząłem sobie dokładać, żeby jednak nie odwieszać tego stroju bachusowego na kołek na rok i też to zadziałało, i cały czas funkcjonuje. A ja mam z tego radochę. Wiem, że ten wizerunek Bachusa żyje w mieście.

Wiśniewski przyznaje, że gdyby stanął koło ratusza w Winobranie, to nigdzie by nie ruszył.

– Nauczyłem się przemieszczać w myśl starej zasady wspinaczy wysokogórskich, że ruch to życie, ruszasz się to żyjesz, jak stoisz w miejscu, to umierasz. Przemieszczam się małymi kroczkami, staram robić te zdjęcia, przytulać i tak dalej, i tak dalej – opowiada.

Bachus w pracy

W winobraniowy poniedziałek do południa ma wyłączony telefon, o czym organizatorzy święta wiedzą, musi odespać ciężki pierwszy weekend i nabrać sił na cały tydzień. Od wtorku zaczynają się spotkania w przedszkolach i szkołach, południami są spotkania z delegacjami zagranicznymi u boku prezydenta, wieczorami koncerty. Bycie Bachusem to też pewnego rodzaju odpowiedzialność w podejmowaniu decyzji, na jakie spotkanie iść.

– Staram się pogodzić wszystkich, tak poukładać sobie grafik, żeby po prostu zadowolić każdego, ale czasami są takie sytuacje, że trzeba zrezygnować z czegoś na rzecz czegoś innego. Ale myślę, że myślę, że już nauczyłem się tak logistycznie to wszystko opracowywać, że zdążam tu i tam – wyjaśnia.

Dużo się zmieniło, od kiedy sponsor święta zapewnia Bachusowi mobilność. To wygodne i umożliwia udział w jeszcze większej ilości spotkań, ale oznacza jeszcze więcej obowiązków.

– Rzadko kiedy odmawiam. Może cierpi na tym strefa wokół ratusza, gdzie powinno mnie być najwięcej, ale zyskują dzieci w przedszkolach i szkołach, bo te spotkania też są tradycją i są też spotkania bardziej oficjalne, czy na tym najwyższym szczeblu, nazwijmy to reprezentacyjnym. Staram się to wszystko jakoś ogarniać, bo widzę, że każdy czeka na tego Bachusa i każdy w Winobranie chce go spotkać i jest to bardzo duży prestiż dla tych ludzi. Poniekąd to się też im należy, bo jestem Bachusem dla każdego – zapewnia.

Bogiem wina być

Podczas Winobrania Bachus kosztuje wina, a święto wykorzystuje też do tego, aby uczyć się o tym trunku.

– Niektórzy się dziwią, patrząc na mnie, że ja wkładam nos do kieliszka. Dlaczego nie piję i dlaczego ciągle te 15 minut sobie wącham? A wino się pije na trzy sposoby, oczami, nosem i dopiero na końcu ustami i kubkami smakowymi, tego mnie nauczyli winiarze i bardzo dobrze na tym wychodzę – zapewnia.

Święto wina to Bachusa też okazja, żeby poznawać nowych winiarzy, których przybywa w okolicy. Coraz liczniej przyjeżdżają też właściciele winnic spoza regionu.

– To było moje 17 winobranie. To dla mnie niewyobrażalna liczba. Jestem cały czas w szoku. Nie mogę w to uwierzyć, że to cały czas działa – zapewnia. – Bo ja tak naprawdę nic nie robię, oprócz tego, że wkładam tą bachusową szatę, czyli tę togę, suknię, czy jak to tam nazwać, a na głowę nakładam wianek i tak sobie ostatnio wymyśliłem, że chyba ten strój w połączeniu z moją osobowością po prostu tworzy tego Bachusa, który działa już tyle lat i cały czas cały czas funkcjonuje, więc to jest pewnego rodzaju fenomen.

Bycie Bachusem to stan umysłu

Bachus stał się dla miasta symbolem, tym milszym, że sam Wiśniewski potwierdza, że on bardzo lubi nim być, sprawia mu to przyjemność, a to widać. Co więcej, Bachusa z twarzą Marcina Wiśniewskiego codziennie można oglądać na jednym z murów w mieście. Na koniec święta na murze Aresztu Śledczego w Zielonej Górze odsłonięty został mural według projektu Łukasza Chwałka.

– Robię wszystko, żeby ten Bachus był symbolem i to zostało teraz uwiecznione po wsze czasy na tym muralu, z czego jestem bardzo dumny. Przyznaję się bez bicia i szczerze, że myślałem o tym, że fajnie by było znaleźć się gdzieś tam wśród w tej historii miasta, ale w ogóle nie wyobrażałem sobie tego, że to będzie największa postać z tego muralu. Znalazłem się w takim centralnym punkcie, najbardziej widocznym i jeszcze w takim geście triumfu. Jestem bardzo wdzięczny twórcom, że w taki sposób uhonorowali moją pracę i poniekąd też zabawę – przyznaje.

Zanim Wiśniewski został Bachusem, w tej roli występowali też Tadeusz Drozda, Dariusz Gnatowski, Zdzisław Grudzień, Stanisław Cynarski i Janusz Młyński. Czy ktoś mógłby zastąpić Wiśniewskiego?

– Wiem jedno, kiedyś przyjdzie taki dzień, że przestanę być tym Bachusem – mówi M. Wiśniewski. – Nie wiem, co przyniesie jutro, przyszły rok. Ze swej strony jestem gotowy pełnić ten stan umysłu, bo Bachus to nie jest rola, to już jest stan umysłu, bo ja cały czas kocham to robić, ale jeżeli przyjdzie mi oddać tę szatę albo ją zachować i powiedzieć, że jej nie oddam, twórzcie sobie nowy wizerunek, to wiem jedno, że osoba, która będzie po mnie, będzie miała na starcie niesamowicie trudne zadanie.

Wiśniewski dodaje, że ma nadzieję, że będzie trwał na swoim stanowisku, jak najdłużej się da.

Marcin Bachusem, Bachus Marcinem

– Marcin Wiśniewski nie sprawdza się jako Bachus, to Bachus się sprawdza, jako Marcin Wiśniewski. To już jest znak równości – komentuje Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry. – Myślę, że nie wyobrażamy sobie Zielonej Góry bez naszego wspaniałego Bachusa, który ma w tej chwili urlop, nie do końca taki całkowity, bo musi pracować nad tym, żeby kolejne Winobranie przygotować. W tym roku myślę, że postawił poprzeczkę sobie bardzo wysoko. Nie wiem, co jeszcze będzie musiał wymyślić, żeby za rok przeskoczyć to, co było w tym roku.

Sam Wiśniewski potwierdza, że było to chyba jedno z najlepszych Winobrań w jego karierze. Ale uwagę zwraca przede wszystkim na niesamowite koncerty. Kiedy widział ze sceny tysiące ludzi, to robiło na nim ogromne wrażenie.
Zdaniem prezydenta, warto się zastanowić, czy nie zmienić mu oficjalnie imienia, bo chyba nikt do niego nie mówi Marcinie, tylko Bachusie.

– Nad tym, jak się sprawdza Marcin Wiśniewski w roli Bachusa i co wnosi, to ja się zastanawiałam lat temu 10. Wtedy być może takie pytania mi chodziły po głowie. Dziś absolutnie już nie – zapewnia Agata Miedzińska, dyrektor Zielonogórskiego Ośrodka Kultury. – Marcin, kreując postać Bachusa jest marką absolutnie.

W tym roku współorganizatorce Winobrania przyszła do głowy myśl, co będzie, jeżeli Marcin np. zachoruje podczas Winobrania, przecież nie ma zastępstwa.

– Tu albo jest Marcin, albo nie ma Bachusa. Tak bardzo wrósł w Winobranie i tak bardzo się przenikają nawzajem te dwie sprawy, czyli zielonogórskie Winobranie i Marcin, jako Bachus, że nawet nie ma się nad czym zastanawiać Marcin jest Bachusem i basta – podkreśla A. Miedzińska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marcin Wiśniewski był już siedemnaście razy bogiem wina: "Mam z tego radochę. Wiem, że ten wizerunek Bachusa żyje w mieście" WIDEO - Zielona Góra Nasze Miasto

Wróć na wschowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto