Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tokio 2020. Dawid Tomala mistrzem olimpijskim w chodzie na 50 km! Niezwykła historia w Sapporo. "To jakieś szaleństwo"

Przemysław Franczak, Tokio
Dawid Tomala mistrzem olimpijskim!
Dawid Tomala mistrzem olimpijskim!
W Polsce był środek nocy, gdy Dawid Tomala, urodzony w Tychach zawodnik AZS-u Politechniki Opolskiej, maszerował po złoty medal w chodzie na 50 km. To nie był sen, choć przecieraliśmy oczy ze zdumienia. 32-letni Polak został mistrzem olimpijskim! Robert Korzeniowski lubi to. A my kochamy takie niespodzianki.

Dawid Tomala mistrzem olimpijskim w chodzie na 50 km

- To niezwykły dzień dla mnie, nie mogę w to uwierzyć! Pracowałem na to całe życie. Kiedy miałem 15 lat po raz pierwszy pomyślałem, że chciałbym zostać mistrzem olimpijskim. Wtedy jednak celowałem bardziej w 20 km, ale w tym roku zmieniło się wszystko. To był dopiero mój drugi ukończony start na 50 km i wygrałem. To jakieś szaleństwo – cieszył się na mecie Polak, dla którego największym sukcesem w karierze był do tej pory srebrny medal młodzieżowych mistrzostw Europy z 2011 roku.

Olimpijski chód na 50 km rozegrano w Sapporo, ponad 1100 km od Tokio, bo w stolicy Japonii z powodu upałów byłoby to groźne dla zdrowia zawodników. Jednak w miejscowości, którą polscy kibice kojarzą najmocniej ze skokami narciarskimi i równie sensacyjnym olimpijskim złotem Wojciecha Fortuny, też nie było lekko. Gdy niesamowity Tomala, otulony biało-czerwoną flagą, przekraczał po prawie czterech godzinach morderczego wysiłku linię mety, termometry pokazywały już 30 stopni Celsjusza.

To dlatego start wyznaczono na 5.30 miejscowego czasu, zawodnicy musieli zerwać się z łóżek o 1.30 w nocy. To już był trening dla organizmu, a co dopiero 50 kilometrów marszu przy parnej pogodzie. Nie tylko dlatego były to zawody wyjątkowe, bo ten dystans w programie igrzysk pojawił się po raz ostatni (medaliści po zawodach bardzo krytykowali tę decyzję).

Tomala, zawodnik AZS Politechnika Opolska, szedł w Sapporo Odori Park jak zaprogramowany na sukces. W połowie dystansu wyrwał do przodu, zbudował sporę przewagę i potem samotnie pokonywał kolejne kilometry. Walczył z samym sobą, okładał się lodem, chłodził wodą i pędził do mety. Nikt nie był w stanie go dogonić.

- Przez pierwsze 30 kilometrów szło mi jak po maśle. Upał nie doskwierał mi tak bardzo, czułem się jak na treningu - opowiadał później Tomala. - Na trasie był tylko jeden odcinek, gdy szło się w pełnym słońcu i tam było gorzej, ale generalnie pogoda mi nie przeszkadzała. Na mistrzostwach świata w Dosze dwa lata temu (tam wielu zawodników schodziło z trasy, mdlało - red.) było znacznie gorzej. Tutaj wszystko układało się wspaniale, wręcz perfekcyjnie. 50 km jest niesłychanie nudne, pomyślałem sobie w pewnym momencie, że trzeba coś zrobić. I przyspieszyłem.

Nie pokonały go kryzysy, nie wisiała też nad nim groźba dyskwalifikacji przez sędziów. W pewnym momencie miał już ponad 3 minuty przewagi nad konkurentami. Metę przekroczył 36 sekund przed Niemcem Jonathanem Hilbertem i 51 przed Kanadyjczykiem Evan Dunfee’m. Po prostu zgarnął to złoto w wielkim stylu, który przypomniał wszystkim wielkie sukcesy Roberta Korzeniowskiego, trzykrotnego mistrza olimpijskiego na tym dystansie (raz wygrał też na 20 km).

Tomala nie ukrywa zresztą, że to on był jego inspiracją w dzieciństwie. Treningi chodu rozpoczął jako 14-latek, w 2003 roku, w czasach świetności "Korzenia".

- Był moim wielkim idolem i nadal jest - opowiadał na naszych łamach. - Treningi zacząłem zresztą w klubie UKS Maraton Korzeniowski Bieruń, którego Robert był patronem. Kiedy jeszcze byłem w gimnazjum, pewnego dnia przyjechał do nas w odwiedziny, więc już za młodu miałem okazję spotkać się z takim mistrzem. To był dla mnie dodatkowa motywacja, bo początkowo bardziej myślałem o zostaniu biegaczem. Powiedziałem o tym zresztą otwarcie, gdy poszedłem na pierwsze zajęcia do klubu. Trenerzy nie widzieli problemu, ale wyjaśnili mi również, że mają podopiecznych, którzy osiągają bardzo dobre wyniki w chodzie sportowym na arenie ogólnokrajowej. Wyjazd na mistrzostwa Polski wydawał mi się wtedy kosmiczną wizją, czymś niewyobrażalnym. Ale, jak się okazało, technika chodu przyszła mi z łatwością i bardzo szybko zacząłem robić kolejne postępy.

Co ciekawe, długo nie był przekonany do startowania na 50 km. Nie lubił tego dystansu.

- Potrzebowałem jednak nowych wyzwań, bo przez lata koncentrowałem się na 20 km - mówił w Sapporo. - Doszedłem do wniosku, że spróbuję z pięćdziesiątką i to było to. W Polsce mieliśmy specjalistę od tego dystansu, najlepszego chodziarza w historii, Roberta Korzeniowskiego. On jest legendą, a teraz ja napisałem swoją historię.

Został mistrzem olimpijskim. Jak to brzmi!

Złoty medal dostanie w sobotę podczas dekoracji na Stadionie Olimpijskim w Tokio.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tokio 2020. Dawid Tomala mistrzem olimpijskim w chodzie na 50 km! Niezwykła historia w Sapporo. "To jakieś szaleństwo" - Gazeta Krakowska

Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto