Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

SŁAWA. Łucja Niewiadomska wspomina pracę w czasach PRL -u. Kiedy zaczęła uczyć w szkole w CIosańcu sporo łez wylała [ZDJĘCIA]

Karolina Bodzińska
Karolina Bodzińska
arch. Łucji Niewiadomskiej
Łucja Niewiadomska jest w gminie Sława doskonale znana. Od dawna prezesuje Akademii Dorosłego Człowieka. Trzy lata temu została wyróżniona Odznaką Honorową Primus in Agendo czyli Pierwszy w Działaniu. Odznaka jest zaszczytnym, honorowym wyróżnieniem, przyznawanym osobom fizycznym, organizacjom oraz instytucjom, za szczególne działania lub zasługi na rzecz rynku pracy, polityki społecznej albo rodziny. Pani Łucja ma wiele zasług w kontekście oświaty, historii, młodzieży i seniorów. Dla nas wspomina swoje początki w gminie Sława. To był przełom lat 60 i 70. Łatwo wcale nie było...

Łucja Niewiadomska tuż po ukończeniu nauki na kierunku pedagogicznym, mając 19 lat, dostała skierowanie do pracy w szkole w Ciosańcu. Na spotkanie z kierownikiem szkoły pojechała jeszcze w trakcie wakacji. Kierownik nie miał jeszcze 40 lat, ale jej – młodej i wystraszonej dziewczynie – wydał się bardzo stary.

-

Wyjaśnił mi jakie będę miała obowiązki, ucząc historii w socjalistycznej szkole. Pokazał też pokój na stancji u samotnej kobiety. Pokój był bardzo skromny, pamiętam stare okna, drzwi oraz kaflowy piec i dziury w podłodze, którymi wychodziły myszy i topiły się w misce, która służyła mi jako łazienka

– wspomina Łucja Niewiadomska.

Wróciła do domu i zalała się łzami. Wcale nie chciała opuszczać rodzinnego domu. Nie miała jednak wyboru.

- Mama mnie pocieszała, że z czasem będzie lepiej. Kupiła mi czerwony tapczan, dwa czerwone foteliki i czerwony stół. To zawiozła do Ciosańca, do tego pokoju, za który płaciła gmina 100 zł miesięcznie – opowiada pani Łucja.

Towarzystwo myszy nie nastrajało jej optymistycznie. Za każdym razem po powrocie z pracy, zanim weszła do pokoju, musiała stukać i gwizdać aby myszy pochowały się w dziurach.

Dwie szkoły dla kilku wsi

W Ciosańcu były 2 szkoły, połączone łącznikiem. Piękny budynek, w którym mieściły się dwa oddziały przedszkolne.

-

Do ośmioklasowej szkoły zbiorczej chodziły dzieci z Ciosańca, natomiast uczniów z Bagna, Dronik, Szreniawy i Łupicy przywożono autobusami. W skład okręgu szkolnego wchodziło 13 miejscowości. Szkoła prowadziła świetlicę, posiłki przygotowano w kuchni szkolnej. Personelu pomocniczego było 9 osób w tym: sekretarka, intendentka, kucharki i sprzątaczki. Pracowałam 6 dni w tygodniu, łącznie 40 godzin i zarabiałam 1100 zł

– wylicza.

Za pierwsze zarobione pieniądze kupiła sobie fioletowy, angielski sweterek. Drugą pensję pani Łucja przeznaczyła na radio, które kosztowało 1600 złotych, a do którego dołożyła się mama.

- Do domu jeździłam w sobotę pociągiem. Przywoziłam sobie jedzenie na cały tydzień. Myszy tylko na to czekały...Na szczęście długo z nimi nie mieszkałam, bo przeprowadziłam się do innego pokoju, który zajęłam razem z siostrą – uśmiecha się pani Łucja.

Czasy Gierka

Lata 70-te XX wieku były dla oświaty bardzo ciekawe. Propaganda sukcesu głoszona przez Gierka spowodowała reformę, która zakładała tworzenie Gminnych Szkół Zbiorczych.

- Do tej pory w naszej wsi pracowało 8 nauczycieli, a po reformie aż 16. Był głód fachowców. Odbywały się szkolenia, kursy, zatrudnienia specjalistów do nauczania przedmiotów po studium nauczycielskim. Warunki pracy i życia zaczęły się poprawiać – relacjonuje Ł. Niewiadomska.

Stworzono system dowozu uczniów, świetlice uczniowskie, dożywianie. W szkołach wprowadzono mundurki. Pani Łucja wspomina, że dziewczynki chodziły w fartuszkach niebieskich, a chłopcy mieli kolor czarny.

- W czwartek uczniowie mogli przyjść w mundurkach harcerskich – tłumaczy emerytowana nauczycielka.

W każdy poniedziałek odbywał się apel szkolny, który rozpoczynano odśpiewaniem pieśni patriotycznej, a na zakończenie apelu ustawiali się w szeregu uczniowie, którzy zasłużyli na naganę.

- Zmniejszała się dysproporcja między wsią a miastem. Na wsiach pojawiły się pomoce naukowe, nowe meble, itp. Lata 70 te kojarzą się również z czynami społecznymi, które nie miały żadnych wymiarów ekonomicznych. Na wykopki do PGR chodziła cała szkoła. Zysku z tego nie było, ale frajda wielka. Sadzenie lasu też wiązało się tylko z tym, że w tych dniach nie odbywały się lekcje. Uczniowie wspominają do dzisiaj harce na świeżym powietrzu i jedzenie w czasie przerwy. Za darmo dzieci dostawały bułkę z wątrobianką – opowiada pani Łucja.

Z czasem Ciosaniec zaczął ją fascynować, jego historia oraz mieszkańcy.

-

Pragnęłam poznać, zrozumieć ludzi, którzy tam mieszkali

– mówi.

W końcu się z nimi zaprzyjaźniła, wsiąkła w region, a dziś jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych mieszkanek gminy Sława. Mieszka i działa w Sławie, aktualnie na rzecz seniorów.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wschowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto