Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lubuskie. Serce pod dobrą opieką, czyli mamy się czym chwalić. Jaka jest lubuska kardiologia?

Leszek Kalinowski
Leszek Kalinowski
Dr hab., n. med. Jarosław Hiczkiewicz, prof. UZ - Kierownik Kliniki Kardiologii Wielospecjalistycznego Szpitala w Nowej Soli.
Dr hab., n. med. Jarosław Hiczkiewicz, prof. UZ - Kierownik Kliniki Kardiologii Wielospecjalistycznego Szpitala w Nowej Soli. Leszek Kalinowski
Rozmowa z dr hab., n. med. Jarosławem Hiczkiewiczem, prof. UZ - Kierownikiem Kliniki Kardiologii Wielospecjalistycznego Szpitala w Nowej Soli.

Największe spotkanie specjalistów od serca to Europejski Kongres Kardiologów, który w tym roku odbył się w dniach 26-29.08 w Barcelonie. Organizuje go Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne . Można powiedzieć, że odnieśliśmy podczas tego spotkania sukces. Dlaczego?

Kongres to bardzo duże przedsięwzięcie, bo bierze w nim udział ponad 30 tysięcy kardiologów z Europy, ale nie tylko. Przyjeżdżają też lekarze z USA i z wielu krajów azjatyckich. To dla kardiologów najważniejsze wydarzenie w roku. Zawsze podczas tego kongresu są przedstawiane wytyczne, jak postępować w danych jednostkach chorobowych i one są obowiązujące w każdym kraju, także u nas. Sesje trwają od rana do wieczora, z reguły przez cztery dni. Wielkim sukcesem jest przedstawienie na kongresie swojej pracy. I to się nam w tym roku udało. A jeszcze 15 lat temu to Polaków z ustnym występem nie było. Teraz adiunkt Klinicznego Oddziału Kardiologii szpitala w Nowej Soli Konrad Pieszko napisał pracę, którą przedstawił w Barcelonie. Co więcej, praca ta została nagrodzona jako najlepsza w swojej kategorii. Dotyczyła ona wykorzystania uczenia maszynowego (zaawansowane techniki informatyczne) w leczeniu. Muszę tu też wymienić jeszcze dwa nazwiska z naszego ośrodka – dr Katarzyna Łojewska oraz dr Jan Budzianowski, którzy również włożyli dużo wysiłku w tę pracę. Ale pracowało nad nią wiele osób z 13 ośrodków w Polsce.

Co nam daje w praktyce zastosowanie tej techniki?

Po zastosowaniu tej techniki uczenia maszynowego można przewidzieć obecność występowania skrzepliny w uszku lewego przedsionka na podstawie tylko badania klinicznego i echokardiografii. Czyli na podstawie prostego badania. Chodzi bowiem o to, żeby diagnostyka była jak najmniej skomplikowana, a dawała duże efekty.

Okazało się, że jest to bardzo dobra metoda. Podczas zwykłego badania echokardiograficznego, gdzie przykładamy do klatki piersiowej głowicę i widzimy, co tam jest, skrzepliny w uszku nie widać. Musimy zrobić echo przezprzełykowe. Czyli to już jest dla pacjenta niezbyt przyjemne, trochę inwazyjne, obciążające. To też trwa, bo trzeba pacjenta przygotować do tego badania, znieczulić miejscowo. A tutaj nie musimy wykonywać tej echokardiografii przezprzełykowej, wystarczy zwykła.

Dlaczego to jest tak ważny temat?

Dlatego że w czasie migotania przedsionków dochodzi do powstawania skrzeplin w uszku lewego przedsionka i jeżeli ta skrzeplina się oderwie i z prądem krwi popłynie do naczyń mózgowych, to dochodzi do udaru. A pamiętajmy, że w Polsce jest około 60-70 tysięcy udarów rocznie, z czego jedna trzecia spowodowana jest właśnie tymi skrzeplinami. Jeśli pacjent ma migotanie przedsionków, to musi dostawać leki rozrzedzające, żeby tych skrzeplin nie było. I teraz żeby jak największą grupę pacjentów objąć odpowiednim leczeniem, to trzeba wprowadzać nowe metody diagnostyczne. A nowe metody diagnostyczne na dużą skalę muszą być proste. I pewnie dlatego ta praca została przyjęte i zaakceptowana do wygłoszenia na tym kongresie.

Na czym konkretnie ta metoda ma polegać?
Zbieramy wywiad od pacjenta i wykonujemy echo serca. Te dane wprowadzamy do opracowanego systemu komputerowego i on nam mówi, czy jest skrzeplina u pacjenta czy jej

nie ma. To co kiedyś robiliśmy bardzo długo, ręcznie, wpisując dane pacjentów, ten program jest w stanie zrobić w ciągu godziny. To jest niesamowity postęp.

Nad wykorzystaniem tej techniki pracował zespół. Dużo czasu mu to zajęło?

Prace trwały nad tym parę lat. Uczenie maszynowe ma sens na dużych liczbach. Musiała więc być dość duża grupa pacjentów. Dlatego zrobiliśmy w Polsce taki rejestr, do którego wpisuje się różne dane pacjenta (cokolwiek miał zrobionego w szpitalu, to jest w systemie. Dzięki temu baza jest naprawdę spora. My mamy swój duży udział w tym, bo wprowadziliśmy około 20 procent pacjentów biorąc pod uwagę cały krajowy rejestr. Zaczęło się od kardiologii inwazyjnej, czyli od tego, czym ja się zajmuję na co dzień.

Prezentowana w Barcelonie praca nie jest jedyną, nad którą pracowali lekarze z kliniki kardiologii w Nowej Soli?

Oczywiście, że nie. Cykl tworzenia jednej pracy, w zależności od tego, jak jest skomplikowana, to jest od kilku miesięcy do paru lat. Najdłużej trwa gromadzenie grupy pacjentów, na podstawie której możemy wykonać tę pracę. W naszej klinice do jednej pracy w zależności od jej skomplikowania angażują się dwie – cztery osoby. To zadanie pracochłonne i nie da się go szybko wykonać.

Ile osób pracuje w klinice?

21 lekarzy, czterech ma doktoraty, większość jest w trakcie pisania rozpraw doktorskich. To bardzo ambitny zespół. Mamy już 50 publikacji opublikowanych w renomowanych czasopismach medycznych, które są ważne dla autora, ale i dla Uniwersytetu Zielonogórskiego. Odkąd powstał Wydział Lekarski i Nauk o Zdrowiu zajmujemy się nie tylko działalnością naukową, ale i dydaktyką. Wydział ostatnio otrzymał kategorię B plus, a to oznacza, że od tego roku możemy doktoryzować lekarzy i nawet habilitować. Z habilitacjami może uczelnia od razu nie ruszy, ale rozprawy doktorskie zaczniemy otwierać już w tym roku.

Nie zapominajmy jednak, że nasza podstawowa działalność jako kliniki to leczenie pacjentów (przyjmujemy około 5 tysięcy pacjentów rocznie, wykonujemy wszystkie zabiegi, jakie wykonuje się na świecie) poza przeszczepami serca. .

Jak pan profesor ocenia lubuską kardiologię?

Lubuska kardiologia od lat jest na bardzo dobrym poziomie. Nie tylko w naszej klinice wykonuje się wszystkie zabiegi. Mamy przecież cztery oddziały kardiologii: Gorzów, Zielona Góra, Nowa Sól i Żary, jest jeszcze oddział internistyczno-kardiologiczny w Międzyrzeczu. Dostęp pacjentów w województwie do kardiologii jest więc bardzo dobry. Główna działalność to koronografie, koronoplastyka, ale jest to tylko jedna część kardiologii inwazyjnej. Wszczepiamy także zastawki przezskórnie, zamykamy ubytki międzyprzedsionkowe, międzykomorowe. Wykonujemy zamykanie uszka lewego przedsionka, czego ta wspomniana praca dotyczyła… W moim ośrodku wykonujemy też zabiegi dotyczące wszystkich tętnic. Rocznie wykonujemy tych zabiegów około 1500, co w warunkach polskich na jeden ośrodek to bardzo dużo. I dzięki temu pacjenci mają dostęp, praktycznie kolejek nie ma do leczenia szpitalnego. A jeśli są, to terminy są krótkie. Przyjeżdżają do nas także pacjenci z innych województw. A od nas niewiele wyjeżdża do innych ośrodków.

Możemy się też chwalić leczeniem inwazyjnym zawałów?

To nie jest megalomania, potrafimy tylko narzekać, a o dobrych rzeczach się nie mówi. Tymczasem w Polsce jest sieć hemodynamik taka, że pacjent z zawałem szybko trafia do

pracowni hemodynamicznej. No może jedynie w Bieszczadach, gdzie jest małe zaludnienie może być problem. Dlaczego to jest takie ważne? Do czasu, kiedy zaczęliśmy leczyć inwazyjnie zawały, co trzeci pacjent z zawałem w szpitalu umierał. Teraz ta śmiertelność wynosi 3 do 4 procent. Już niżej chyba nie da się zejść, bo są takie zawały, że nie każdego udaje się uratować. Taka jest przykra rzeczywistość.

A co się dzieje, jak potem pacjent zostaje wypisany ze szpitala?
Zaczęliśmy to analizować. Po roku od zawału statystki nie były już takie dobre, one pozostawały na tym samym poziomie, czyli 20 procent. Co się okazało? W województwie lubuskim, nie było aż tak źle, bo u nas ta dostępność do poradni kardiologicznej osób po zawale jest bardzo dobra. Natomiast w Polsce pacjent po zawale trafiał do kardiologa po roku. Ale wprowadzono Kompleksową Opiekę Specjalistyczna Nad Pacjentem po Zawale Serca (KOS-zawał) i okazało się, że po roku ta śmiertelność spadła o 30 procent. Wystarczyły cztery wizyty w ciągu roku, potem robi się bilans (w Ośrodku ocenia się, czy pacjent może wrócić do pracy czy nie), żeby uzyskać tak dobre wyniki. Koszt tego nie jest duży, bo tylko 4 wizyty.

Wizyty u kardiologa mają aż taki duży wpływ na te wskaźniki?

Pół roku po zawale około 40 procent pacjentów przestaje brać leki. A powinni je przyjmować do końca życia. Tymczasem jak musi chodzić co jakiś czas do kardiologa, to jakoś bardziej się mobilizuje, by nie zapominać o tabletkach. Poza musi się badać np. cholesterol LDL. Bardziej pamięta o odpowiednim stylu życia, stosownej diecie itd.

Jest szansa, że kardiologów będzie coraz więcej? Nasi studenci chętnie wybierają tę specjalizację?

Teraz trend jest taki, że studenci najczęściej wybierają: radiologię, medycynę rodzinną i psychiatrię. Jak ja kończyłem studia, to każdy chciał być chirurgiem. A już na pewno wszyscy mężczyźni. A teraz nie ma chętnych… Miejmy jednak nadzieję, że ani chirurgów, ani kardiologów nam nie będzie brakować.
Zobacz też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto