Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lalka w ramach wychowania do życia w rodzinie to świetny pomysł. I LO w Lesznie powinno być inspiracją dla innych szkół [ZDJĘCIA]

Karolina Bodzińska
Karolina Bodzińska
Będziemy mieli na weekend dziecko! – oświadczyła po powrocie ze szkoły moja nastoletnia córka. Pierwsza myśl: kto z rodziny chce nas w to wmanewrować?! Przerażona nieco taką perspektywą uruchomiłam w głowie wyszukiwarkę.... Konstancja zauważyła moją minę i na spokojnie zaczęła tłumaczyć: – Przecież nie mówię o żywym dziecku! Lalkę na weekend przyniosę ze szkoły. Edukacyjną, interaktywną. Będę się nią opiekować jak prawdziwym dzieckiem.

Pomysł wydał się fantastyczny. Byłam ciekawa, jak wygląda i co potrafi taka lalka? Konstancja, wówczas uczennica pierwszej klasy Liceum Ogólnokształcącego nr 1 w Lesznie ( dziś trzecioklasistka) przyniosła ją ze szkoły w piątek w nosidełku przypominającym wkład do wózka. Z daleka zabawka wyglądała jak prawdziwe dziecko.

Budziłam sensację na ulicy! Pewna starsza pani aż się zatrzymała i zapytała męża, czy sądzi, że to moje dziecko… – referowała Konstancja.

Rzeczywiście, w tym wieku niemowlę w jej rękach mogło budzić sensację.

Lalka zacznie działać od 21.00. Do tego czasu zdążę odrobić lekcje, posprzątać pokój i zrobić trening, bo potem może nie być czasu – stwierdziła „młoda”.

To dokładnie w jej stylu. Precyzyjna, poukładana, pracowita! Właśnie kończyła trening, gdy lalka wydała pierwsze tchnienie. I to dosłownie! Było słychać jak oddycha. Trudno było przejść obojętnie. Nawet Gabrysia, moja 12-letnia wówczas latorośl, usiadła na dywanie i patrzyła na „niemowlę” z rozrzewnieniem.

Skoro oddycha, nadamy jej imię! – stwierdziłam.

Niech będzie Gaja – uśmiechnęła się z aprobatą Kosia.

Tego piątkowego wieczoru Gaja nie była zbyt absorbująca. Tylko raz zapłakała z głodu, a potem trzeba jej było zmienić pieluszkę. Wszystkie czynności rejestrował wbudowany w symulator komputer sprzężony z opaską na ręku Konstancji. Około 23.00, świadoma, jak dziecko może dać nocą popalić, profilaktycznie zabarykadowałam się w sypialni:

Ja już swoje dzieci odchowałam. Musisz sobie radzić sama. Mnie pod żadnym pozorem proszę nie budzić – uprzedziłam.

W sobotę pies zrobił mi pobudkę o siódmej rano. W pokoju Konstancji zastałam moje obie latorośle pochylone nad „siostrzyczką”.

A mówiłaś, że tyle roboty przy dziecku! Ona w nocy nawet raz nie zapłakała – zreferowała nieco oskarżycielskim tonem Kosia.

Pomyślałam, że skoro wybrała u informatyka uruchamiającego lalkę poziom „średni”, nawet nie otrze się o prawdziwe rodzicielstwo. Nic bardziej mylnego! Nasza Gaja dała popalić już przy sobotnim śniadaniu. Jedną ręką Konstancja karmiła z butelki swojego bobasa, a drugą próbowała zmierzyć się z własną owsianką.

No i tak właśnie wygląda życie z niemowlakiem! Nie zdążysz się czasem nawet umyć i zjeść, a pójście do toalety to luksus – powiedziałam triumfalnie.

Poranek upłynął na karmieniu, przewijaniu i bujaniu Gai. Kiedy nasza babska część familii patrzyła na lalkę z czułością, Paweł, czyli mój osobisty małżonek pukał się w czoło mówiąc, że przesadzamy z tą humanizacją….

Wariatki! – śmiał się dobrodusznie.

A naszą trójkę każdy płacz stawiał na równe nogi! Konstancja po karmieniu nosiła Gaję w pozycji „do odbeknięcia”, co trwało czasem kilkanaście minut. Kiedy oddalała się od interaktywnej córki, ta natychmiast zaczynała płakać.

Nie ma rady. Muszę zabrać ją na lekcję niemieckiego – oświadczyła Konstancja.

Aby nie budziła sensacji na ulicy, wykombinowałam czapkę dla Gai ze... skarpetki.

Jest zimno. To na wszelki wypadek. Żeby jakiś nadgorliwy przechodzień nie wezwał policji, że zaniedbujesz dziecko – tłumaczyłam Konstancji na odchodnym.

Na szczęście na niemieckim nie zapłakała ani razu.

Pani uznała, że Gaja jest urocza – stwierdziła po powrocie Konstancja.

I to był koniec opieki na luzie. Całe popołudnie Gaja wymagała przytulania, noszenia, ciągłej zmiany pieluch i butli…..Wystarczyło źle podtrzymać jej główkę, by zawyła niczym syrena alarmowa! Godzina 13.25 karmienie, 13.50 – znowu, 14. 34 – zmiana pieluchy, 15.07 – karmienie, 15.23 – karmienie, 15.36 – zmiana pieluchy, 18. 10 – znów zmiana pieluchy, 18.17 – butla. 18.31 – kołysanie w ramionach i ponowne karmienie, 20. 22 – karmienie, 20.38 – zmiana pieluchy i znów butla, 21.25 – zmiana pieluchy, 22.47 – kolejna zmiana pieluchy. Potem Gaja potrzebowała kołysania. Zasnęła dopiero o 23.00.

Podsumowanie dnia?

Kiepsko jadłam, nie zdążyłam się pouczyć i zawaliłam trening – stwierdziła Konstancja.

Noc nie była lepsza. Gaja zgłodniała o 2.59 i o 3.21. O szóstej rano potrzebowała kołysania. Nad ranem Konstancja była tak wykończona, że kiedy lalka ponownie zapłakała, zaspana „młoda” wyjęczała przez sen:

– To kuweta!.....

Chodziło jej oczywiście o zmianę pieluszki…..

Przez weekend zdążyłyśmy się przyzwyczaić do nowego członka rodziny. Kiedy Gaja wydała w niedzielę o godz. 21.00 ostatnie tchnienie, z jednej strony poczułyśmy ulgę, że w domu już nie będzie rozlegał się niemowlęcy płacz, ale też i poczuliśmy swoistą stratę, jakby zabrano nam żywą istotę. Kilka dni później od szkolnego informatyka, Konstancja przyniosła podsumowanie swojego matkowania. Test zdała w 98%! Na pięćdziesiąt alarmów zajęła się Gają 49 razy: 5 razy prawidłowo ją kołysała, 16 razy zmieniła jej pieluszkę, 9 razy prawidłowo przytrzymała ją do odbicia i 19 razy prawidłowo ją nakarmiła. W sumie opuściła tylko jedno karmienie i dwukrotnie nieprawidłowo przytrzymała lalce główkę.

Nie jest źle! Następnym razem wybiorę poziom trudny – zakomunikowała Konstancja.

Czego się nauczyła? Że opieka nad dzieckiem bywa wyczerpująca, że rodzic musi niekiedy zrezygnować z własnych przyjemności (przepadł jej trening), że nie zawsze od razu umie zdefiniować potrzeby dziecka, ale trzeba kombinować do skutku. I że radość z właściwej opieki bywa ogromna, ale warto z macierzyństwem poczekać jeszcze długi, długi czas. Puenta mojej młodszej córki była nad wyraz szczera:

Wiesz, mamo? Zawsze chciałam mieć dziecko, ale nie mieć męża! Teraz wolę męża, lecz bez dziecka! – stwierdziła Gabrysia.

Lalki edukacyjne dla nastolatków mają spełnić wiele zadań: zapobiegać wczesnej ciąży, kształcić umiejętność opieki nad dziećmi, budować umiejętności rodzicielskie, kształtować prawidłowe i świadome postawy wobec rodzicielstwa. W skrócie to edukacja seksualna i przygotowanie do życia w rodzinie w jednym.

Lalki edukacyjne I LO w Lesznie otrzymało 12 lat temu w ramach programu edukacyjnego. To dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Weekendowa opieka nad nimi jest dobrowolna, ale nie brakuje chętnych uczniów. Wieści o lalkach rozchodzą się pocztą pantoflową. Zainteresowanie wykazują zarówno chłopcy, jak i dziewczyny. To ciekawe doświadczenie. Zanim uczeń zabierze lalkę do domu, ogląda film edukacyjny, jak należy sprawować opiekę nad „dzieckiem”.

Pomysłodawczynią była nieżyjąca już dziś rusycystka Kornelia Biernat, a całością zawiaduje szkolny informatyk.

Niewątpliwie lalka to świetna profilaktyka. Nie da się ukryć, że młodym ludziom czasem po prostu nie starcza wyobraźni, a lalka skutecznie wypełnia tę lukę i pokazuje trochę dorosłego życia. Bez nachalnego moralizowania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na leszno.naszemiasto.pl Nasze Miasto